Zamyślenia z kościelnej ławy
Powrót do ...
Uczniowie są w Jerozolimie. Tam zmierzali ze swym mistrzem, aby przeżyć …. No właśnie, chyba jednak nie zdawali sobie sprawę z tego, co tak naprawdę miało się w tej Jerozolimie stać. Apostołowie przeżywali trudne chwili, sponiewierani przez wyrzuty sumienia, że opuścili Jezusa, a Piotr dodatkowo borykający się z Jego zaparciem, przeświadczeniem zdrady. Wprawdzie Piotr i Jan widzieli pusty grób i poskładaną, ułożoną chustę, co oznacza „wrócę”, „nie skończyłem” być z wami. Ten znak daje do myślenia. Słyszą od kobiet polecenie Jezusa „niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą”. A Oni, ci wybrani Go nie widzieli. Posłuchali kobiet (mimo że to kobiety) i poszli do Galilei. Z Jerozolimy do Galilei kawał drogi. Czy szli tymi samymi ścieżkami którymi przybyli do Jerozolimy? To taka podróż sentymentalna, przypomnienie sobie co się wtedy działo, Co ON mówił, jakie gesty czynił. Możemy sobie to wyobrazić, bo przecież tak samo jest z nami. Jak ktoś bliski nam umrze to też oczekując na pochówek, a jak się rodzina zjedzie na pogrzeb, a potem na stypie odbywamy taką podróż w czasie z tym którego już wśród nas nie ma. Otwieramy album ze zdjęciami, patrzymy na przedmioty które tak były blisko związane z tym który odszedł. Opowiadamy zdarzenia z wspólnego życia. Czasami żałujemy utraconego czasu, odkrywamy, że ten ktoś mówił do nas o ważnych sprawach, które wtedy nam się wydawały małe, śmieszne, niedorzeczne. W tej chwili uczniowie Jezusa, musieli wrócić do siebie, przebyć tą drogę do domu, aby móc zauważyć więcej niż wtedy, gdy nią szli, gdy byli z Jezusem. Wyobrażam sobie jak wracają do studni w Samarii, jak widzą uzdrowienia trędowatego i wiele miejsc, gdzie Jezus działał cuda. Powracali do miejsc swego życia, do miejsc swego powołania przez Pana. Musiał być niepokój o przyjęcie z powrotem, bo w zasadzie to z czym wracali? Tak po ludzku byli przegrani. Jednak sądzę, że ta droga powrotna, to droga przejrzenia na oczy, bo idąc z Jezusem nie mieli czasu na zrozumienie tego co mówił. Teraz zapewne miotały nimi sprzeczne emocje. Z jednej strony poczucie opuszczenia przez Jezusa, poczucie uczestnictwa w czymś niebywałym, ale jakby niedokończonym dziele chwały, obawa przed przyjęciem przez najbliższych i otoczenie, z drugiej strony z świadomością, że Jezus Zmartwychwstał, że jest Synem Bożym, że jedli, pili, spali, dotykali Boga.
Ta powrotna droga musiała być pełna refleksji, to była największa katecheza w ich życiu. Odkrywali to co im umykało na co dzień gdy Jezus była namacalnie z nimi, w tym zagonieniu, wśród zgiełku tłumów które musieli czasami odganiać od Jezusa. To co się stało, to ich przerosło, Zmartwychwstanie, zbawienie, odkupienie, którego byli świadkami nie do końca świadomymi. Ten który ich trzymał w jedności znikł, nie ma ciała, znikło i a kobiety mówią, że żyje. Ewangelia nie jest pisana po to, aby była przewodnikiem po historii. To żywe Słowo. Te dzisiejsze słowa o powrocie do domu, do miejsca powołania są jak najbardziej skierowane do nas. Mamy wrócić, przenalizować naszą drogę z Bogiem, zobaczyć czy przypadkiem nie poszliśmy w inną stronę. Mamy wrócić do życia, do rodziny. Pytanie zadajmy sobie przy tym powrocie – jako kto mamy wrócić? Odpowiedź jest jedna – jako świadkowie Zmartwychwstania Jezusa.
Szczęść Boże
Krzysztof Wróblewski