Zamyślenia z kościelnej ławy

29.12.2019r - Święto świętej Rodziny: Jezusa, Maryi i Józefa

Weźmy Boga do domu.

 

Piękne święto dziś mamy – Świętej Rodziny. Znów słyszymy jak we śnie Józefowi Anioł mówi co ma zrobić. Tak się zastanawiałem, dlaczego w nocy i we śnie przychodzi anioł do św. Józefa? Krótko byli Józef i Maryja w Betlejem, około dwóch lat (skoro Herod chciał zabić wszystkich dwulatków).

Może Józef zaczął na nowo pracować, może zaczął budować dom, stabilizować życie, bo tak należało, taki jest obowiązek mężczyzny-męża. We śnie nam a i tym samym Józefowi, nie było żal tego opuszczać, bo nie widział dokoła tego co zaczął budować. We śnie nie ma miejsca na targowanie z Bogiem, czy też dialogi.

Józef postępował zgodnie z słowami dzisiejszego psalmu „Szczęśliwy człowiek, który służy Panu i chodzi Jego drogami. Będziesz spożywał owoc pracy rąk swoich, szczęście osiągniesz i dobrze ci będzie. Małżonka twoja jak płodny szczep winny w zaciszu twego domu. Synowie twoi jak oliwne gałązki dokoła twego stołu. Tak będzie błogosławiony człowiek, który służy Panu.” Swoje „Ja” Józef schował do kieszeni. Może Bóg z Józefem właśnie tak rozmawiał, bo wiedział jaki jest (człowiekiem wielkiej wiary i bojaźni Bożej), ale też sądzę był twardym facetem – fach cieśli wymaga nie tylko siły, ale wiedzy, rozeznania, umiejętności podejmowania decyzji.

Może Józef to nie tylko był człowiek pokorny, ale ten który miał swoje zdanie poparte racjonalnym podejściem do życia i dlatego nocą Bóg Mu dawał propozycje nie do odrzucenia, nie do dyskusji, aby Józefa nie zatrzymało męskie „ja” w tym Betlejem, a przedtem przed przyjęciem Maryi do siebie. Józef był odpowiedzialny za rodzinę, mając gdzieś z tyłu głowy, że oni tworzą niezwykłą rodzinę. Całe dzieciństwo, młodość Jezusa w słowach ewangelistów jest w kilku epizodach, a przecież to musiał być niezwykły okres życia Boga wśród nas. Bóg żył w rodzinie – matka, ojciec, dziecko. Taka normalna rodziną wykonująca codzienne sprawy. Gdyby wtedy coś się działo niezwykłego to zapewne zostałoby to zauważone i opisane.

To był bardzo intymny okres bycia Boga wśród ludzi, w rodzinie, tak na co dzień. Bóg poznawał człowieka (swoje dzieło) i człowiek Boga (swego stwórcę). Czas szybko ucieka, wiedzę to swoich dorosłych dzieciach. Czas niespędzony wspólnie jest bezpowrotnie utracony, niepotrzebne swady i z złości o swoje „ja” (obojętnie czy ojca, matki czy córki, syna) to czas utracony. Patrzmy my mężczyźni jak ten świat postrzega św. Józef, jak być ojcem rodziny uczmy się od Niego. Podejrzewam, że Bóg dał na tyle radości, miłości, łaski wiary, zaufania, aby Maryi i Józefowi starczyło na te chwile, które miały nadejść.

To co my rodzice, możemy dać naszym dzieciom zanim wyjdą w własne życie to jest to samo co Bóg dał poprzez dzieciństwo Jezusa u Maryi i Józefa - radość bycia w rodzinie, miłość, łaska wiary w Boga i zaufanie Jemu (Bogu) i rodzicom, że zawsze będą mieli ramiona otwarte na powitanie, przytulenie, czas (to dziś najważniejszy aspekt – czas dla drugiego człowieka). Boże Narodzenie za nami, ale teraz właśnie mamy pielęgnować to „Boże Narodzenie” w naszej rodzinie.

To nasze zadanie – być rodziną, bożą rodziną, tzn., że pozwólmy Jezusowi zamieszkać u nas, wejdźmy w ten intymny, osobisty, „dotykalny” kontakt z Bogiem. Weźmy Boga do domu.

 

Krzysztof Wróblewski


Ukazała się łaska Boga.

Boże Narodzenie. Adwent zakończony. Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką. Narodził się nam Zbawiciel. Fakt historyczny. Bóg wśród nas.  Bóg nieporadny, dzieciątko, od Maryi w pełni zależny i od rozsądku w działaniach roztropnego Józefa. A czytamy że to dzieciatko, to Bóg,  to „Prawdziwy doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książe pokoju”.  Na chwilę Bóg powierzył swój los tym dwóm ludziom – Mayi i Józefowi. Jakże oni byli napełnieni łaską Boga, bo to co przeszli  tak po ludzku mogło ich zniechęcić, mogli utracić wiarę w to co każdy z nich usłyszał od Anioła.

Kłody pod nogi im rzucane to nie przypadek, bo nie ma przypadków. Józef okazał się 100%  mężczyzną, opiekunem rodziny. Jego rola w planie bożego zbawienia była szczególna i jej podołał. Bóg do niego mówił w nocy (tak jak i wielu innych przepadkach), a on to nie odrzucił, a mógł, bo nie był aniołem, tylko człowiekiem o wolnej woli. Ten okres Bożego Narodzenie, a szczególnie Adwent  to czas uczenia się wsłuchiwania się w Boga, tak jak Maryja i Józef. Robiliśmy porządki w domu. Wszystko przygotowane na glanc, wypucowane, a nasze serce czy jest przygotowane na to co ma się stać?

Dzieje Maryi i Józefa to nie życie usłane wdzięcznością ludzi, za danie światu Zbawiciela, a wręcz przeciwnie. Dziś wiemy że każdy z nas przyjmując Jezusa jako Pana może się spotkać z przeciwnościami i musimy  na to być gotowi. Jak? Ano tak samo jak Maryja i Józef – umieć się wsłuchać w to  co Mówi Pan i to realizować, urzeczywistniać, nie kombinować, iść w ciemno za głosem Boga.

Wierność Bogu nie oznacza przywileje, zaszczyty. Bóg nie jest od ułatwiania życia, czy też od załatwiania dla nas czegoś lepszego, bo jesteśmy Mu wierni. Adwent  ma nas przygotować na przyjście Boga, do nas, do naszego serca i do naszego rozumu.

Tak właśnie jak Maryja i Józef, przyjęli Boga na codzienność, tak samo my mamy Boga urzeczywistnić w naszej codzienności. To jest to Boże Narodzenie w nas, na zawsze, w naszej codzienności, która ma się stać Bożą codziennością.

Na ile się sprawdzimy, na ile wytrwamy  mieszkając na co dzień z Bogiem, to zobaczymy znów za rok. Damy radę z łaską Boga.

 

Szczęść Boże.

Krzysztof Wróblewski


15 GRUDNIA 2019, Niedziela - III Niedziela adwentu

Wątpliwości.

 

Jak nam przekazuje Ewangelista Mateusz, Jan był świadkiem słów Boga - „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. Tuż po chrzcie Janowym „Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła”. Czyli Jezus znikł z pola widzenia dla Jana i innych. Potem jeszcze gorzej – „Gdy [Jezus] posłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei.” Jak dalej pisze Ewangelista „Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum” i od tego momentu można powiedzieć „będzie się działo”. Rozumiemy więc Jana, który ma wątpliwości i wysyła swoich uczniów z zapytaniem „Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?”. Janowi jak i wielu innym nadejście Mesjasza nie kojarzyło się z działalnością syna cieśli z Nazaretu. Jezus nie działał jak ręka sprawiedliwości Bożej, ale inaczej. To budziło wątpliwości. Dobrze, że Jan miał wątpliwości, dobrze, że się chciał upewnić kim jest Jezus, aby nie zbłądzić samemu i swoich uczniów nie sprowadzić na złą drogę podążając za fałszywym prorokiem.  

Jezus dał jemu i jego uczniom odpowiedź konkretną, że to On jest Synem Bożym – „A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi”.  My mamy się lepiej niż Jan. Wiemy na pewno, wiemy kim jest Jezus, a mimo to czasami wątpimy. Jezus po odejściu uczniów Jana zwraca się do tłumów „Coście wyszli oglądać na pustyni?  … Ale coście wyszli zobaczyć? …. Po coście więc wyszli?”.  Pytania jak najbardziej i dziś na miejscu. Wtedy to były pytania, które prowadziły do pochwały postawy Jana poprzez słowa „On jest tym, o którym napisano: Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę”. Można powiedzieć, że Jan zrobił co do niego należało wg planów Bożych. Dziś pustynia jest jeszcze większa. Pustynia wchodzi do domów, między nas. Pustynia braku kontaktu bezpośredniego, rozmowy, spojrzenia, dotyku, spotkania się face-to face. Co tam chcemy zobaczyć? Kogo tam chcemy spotkać?  Na kim nam zależy? „Coście wyszli oglądać na pustyni?  … Ale coście wyszli zobaczyć? …. Po coście więc wyszli?”.

Tak się pytajmy, gdy idziemy do kościoła na mszę, na rekolekcje, na spowiedź, na każde spotkanie z Bogiem. Co nas sprowadza do kościoła, do salki katechetycznej, na rekolekcje, pasterkę, rezurekcję itd.? Czy będąc na mszy nie patrzymy za trzciną „kołyszącą się na wietrze?”. Czy skupienie się na Bogu nie jest rozpraszane przez patrzenie za człowiekiem „w miękkie szaty” ubranym?

Dziś niedziela radości, więc nie psujmy sobie tego dnia nie wiedząc po co idziemy do kościoła. Dziś prorok Izajasz woła „Niech się rozweselą pustynia i spieczona ziemia, niech się raduje step i niech rozkwitnie!  … Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto pomsta; przychodzi Boża odpłata; On sam przychodzi, aby was zbawić”.  Bóg nas przychodzi zbawić. Czy się boisz takiego obrotu sprawy?

Na koncercie padło pytanie – „czy chcecie iść do nieba”, wszyscy, ryknęli, że „tak”, ale zaraz padło – „za minutę”. Nie było zbytnio chętnych. Czy aby na pustyni szukamy tego kogo winniśmy szukać. Czy też nie szukamy, tylko się rozglądamy podziwiamy tą pustynię, tą chwiejącą się trzcinę, nie zauważamy Boga. Powtarzajmy sobie te pytania o motywy naszego działania. Bądźmy pewni w swej wierze, bądźmy pewni że wiemy w kogo wierzymy. Niech nasza wiara się stanie pewnością, a nie przypuszczeniem, prawdopodobieństwem, wątpliwościami.

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski

 


Uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP - II Niedziela adwentu 08.12.2019r.

Rzeczy niemożliwe?

 

Co takiego skłoniło Maryję, aby powiedzieć „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa?”.

 

Dialog anioła Gabriela z Maryją nie był długi, można powiedzieć był bardzo skondensowany, rzeczowy, bezpośredni. Anioł „wszedł do niej”. Tak rozmawia Bóg, jest w nas. Bóg wchodzi w nasze życie, chce odczuwać tak jak my, chce widzieć świat naszymi oczyma, chce cierpieć i się radować tak jak my. Zespolenie Boga z człowiekiem, Stwórcy z swoim dziełem. Mimo że Bóg wie co i jak, nie tylko było, ale będzie, to będąc w nas widzi, czuje rzeczywistość namacalnie. Powiedziałbym, że Bóg się przez to „uwiarygadnia”, bo nie mówi do nas językiem jaki my nie rozumiemy, nie mówi górnolotnych dyrdymałów, nie „poucza z katedry, albo ambony”. Dzięki temu, że Bóg jest w nas to Jego słowa trafiają tam, gdzie powinny i jak powinny – do serca, do rozumu. Będąc w nas, Bóg nas zna od podszewki.

Do tego, aby tak było jednak trzeba Go przyjąć. Maryja Boga przyjęła o wiele wcześniej niż tej nocy, ale tej nocy Bóg to potwierdził - „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. Nie zdziwiło to Maryi, nie zaprzeczyła tylko się zmieszała. To jest pokora. Maryja była świadoma swej więzi z Bogiem, ale nie zdawała sobie sprawy z jakości, wielkości tej więzi. Anioł właśnie to Jej objawił a zaraz potem powiedział „Nie bój się”. Tak się zaczyna zdania, które niosą coś czego należy się obawiać. Bez tego „nie bój się” i dodatkowo „znalazłaś bowiem łaskę u Boga”, Maryja, gdyby otrzymała tylko zdanie - „Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus” - to by się przeraziła.

Trzeźwość myślenia Maryi, pewne stąpanie po ziemi skutkuje pytaniem „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”. Maryja jest przykładem, że mimo tego, że się jest tak blisko Boga, to należy myśleć i działać nie w chmurach, obłokach, nie w „uniesieniu anielskim”, ale tu i teraz w realnym świecie, bo tu się mamy sprawdzić z miłości w sposób rzeczywisty a nie pisząc o niej eseje.  Dalej Bóg uspakaja Maryję „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię.” To brzmi jak list żelazny, glejt nietykalności, a zaufanie Bogu jaki miała Maryja pozwolił na to, aby to potwierdziło, że będzie tak jak ma być i nie ma się co targować. Jednak pozostała w Maryi jedna wątpliwość – „czy aby to co się teraz dzieje, ten dialog z kimś we mnie nie jest moim wymysłem?”. Bóg wiedząc o tym uprzedza te myśli i oznajmia – „Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną”.

Bóg mówi o faktach nie do podważenia, a tego Maryja nie mogła wiedzieć. Tak z nami rozmawia Bóg – faktami nie do obalenia. (W ramach rachunku sumienia przypomnijmy sobie, kiedy ostatnio otwarliśmy się na fakty jakie Bóg nam przedstawiał i je przykryliśmy naszym niedowiarstwem, naszym „wiem lepiej” lub „to niemożliwe”?) Ostatnie zdanie anioła „Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” jest tak oczywiste dla Maryi, że odpowiedziała „„Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!”. A czy dla nas zdanie - „Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego” jest oczywiste?

Te słowa należy sobie przypomnieć szczególnie wtedy, gdy tracimy grunt pod nogami, gdy wydaje się nam, że cały świat nam się wali, gdy widzimy bezsens, gdy na tyle zgrzeszymy, że boimy się wrócić lub nie wierzymy, że Bóg nam przebaczy, gdy uważamy, że jesteśmy beznadziejni. Bóg o nas walczy i chce być w nas. Tak Bóg szukał Adama. Cóż nas może lepszego spotkać w życiu niż to, że Bóg nas odszuka, a my pozwólmy Mu w nas zamieszkać.

Boże nie znam Twoich planów względem mnie, ale jestem pewny, że dla Ciebie nie ma rzeczy niemożliwych.

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski

 

 


Bilety na Arkę. I Niedziela adwentu. 01.12.2019r.

Rozpoczynamy Adwent. Słyszymy dziś - „w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, że przyszedł potop i pochłonął wszystkich”. Do nas też doszły takie czasy, że możemy nie spostrzec  się,  że przyszedł Bóg. Będziemy zajęci i skupieni na czym innym niż spotkaniem z Bogiem. Ilu z nas patrzy wokoło za tym za czym powinniśmy, słuchamy tego co powinniśmy , czytamy to co powinniśmy. Na co zwracamy uwagę, na czym spędzamy nasz czas (lub marnujemy).?  

 

Czas adwentu to właśnie czas zauważenia Boga, wsłuchania się w Jego Słowo. Bóg już ochrypł z tego, że ciągle nam powtarza o tym samym, a my się do tego przyzwyczailiśmy i skoro nic się od lat się nie wydarzyło to też się jutro nie wydarzy. Tak sądzimy. Jesteśmy pewni? Słowo na niedzielnej mszy jednym uchem wpadło, a drugim wypadło i tak z tygodnia na tydzień.  Przyzwyczajenie, rutyna, chodzimy do kościoła, a czy jesteśmy w Kościele? Dziś czytamy, że Jezus mówi „dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona.”

 

Co warunkuje abyśmy się znaleźli w grupie zabranych, skoro on i ja robimy to samo, to czemu on ma być wybrany a nie ja? Od czego decyzja Boga będzie zależeć i czy mam na to jakikolwiek wpływ. Pamiętajmy że, Bóg jest miłosiernym sędzią sprawiedliwym. Miłosierdzie Boże przewyższa nasze starania, ale musimy się starać. Jezus mówi o naszym codziennym życiu, o pracy. To też wskazówka aby traktować po pierwsze pracę naszą zawodową jak najbardziej poważnie, wykonywać ją należycie, bo przez pracę też dajemy świadectwo o Jezusie. Smutne jest gdy ktoś zewnętrznie pokazuje że jest chrześcijaninem (np. różaniec na palcu, krzyżyk na zewnątrz a nie pod ubraniem), a pracę wykonuje nienależycie. To jest antyświadectwo. Praca nasza nas wzbogaca nie tylko materialnie, ale też i duchowo.

 

Spróbujcie gdy pracujecie dziękować Bogu za to że dał siły aby pracować, dał talenty aby rozwiązywać problemy, dał jasność umysłu, dał spostrzegawczość gdy śrubka spadnie, podziękować Bogu za współpracę, itd. Poczujmy się w naszej pracy jak czeladnik u mistrza. Ja czeladnik dziękuje mistrzowi (BOGU) że udało mi się zreperować rower, nastroić gitarę, pomalować pokój, przewinąć niemowlę (bez zbytniej szkody dla dzieciątka i strat wokoło

Sposobność - 17.11.2019r

 Jak czytamy słowa Jezusa  o świątyni, że  ”Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony” to gdy sobie uświadomimy jak ogromna była świątynia w Jerozolimie (dzisiejsza „ściana płaczu” to tylko mały fragment jednej ze ścian tejże świątyni) to jasne jest że można niedowierzać. Generalnie słowa Jezusa się ziściły, bo nie mogło być inaczej. Powstanie żydowskie w 70 r. doprowadziło do tego że rzymianie zburzyli świątynię, a że nie ma w dziejach świata, a tym bardziej narodu wybranego zdarzeń które nie byłby ingerencją lub z przyzwolenia  Boga, to znaczy był to kolejny znak dla nich i dla nas. Wszystko to po to, aby nam dziś, tu i teraz pokazać w jakich czasach żyjemy - ostatecznych. Uczniowie Jezusa myśląc o mesjaszu i mając na uwadze słowa Starego Testamentu nie zatrwożyli się tymi słowami, nie spanikowali, nie porzucili Jezusa aby być przy najbliższych i ostrzec, zgromadzić zapasy na te czasy ostateczne, bo  - czekali na ten moment. Tylko spytali – jakie znaki będą? A my? Czy czekamy na ten moment? Oczywiście „brukowce” na podstawie „naukowych dowodów”  mówią o kolejnych datach końca tego świata. Lecz tam się nie mówi co dalej i czego będzie to koniec.  Trwożymy się gdy słyszymy o wojnach, trzęsieniach ziemi, pożarach, suszy, tajfunach, dziurze ozonowej, wypalaniu lasów amazońskich, plastikach w ocenie i wymieraniu gatunków.  O tym się mówi i pisze. Mniej się pisze  o zabijaniu nienarodzonych dzieci lub chrześcijan w imię wiary.  W samej Europie były już zarazy wyniszczające znaczna liczbę ludzi (wprawdzie wieki temu), wojny światowe i czy to były już te znaki o których mówił Jezus? Co chce mi Bóg dziś powiedzieć, czy chce mnie wystraszyć czy pocieszyć, czy podpowiedzieć co będzie,  czy raczej pokazać jak mam czynić. Dla mnie wśród zdań dzisiejszej Ewangelii jest jedno które jest najważniejsze - „Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa”. No powiem, mamy więc już te czasy, aby swoim życiem składać świadectwo.  Gdzie, a no wszędzie i przy byle czym. Codziennie. Szczególnie w domu, w pracy, na urlopie, w czasie męskich spotkań (nie tylko MSJ – dla nie wtajemniczonych Mężczyzn Świętego Józefa) np. przy piwku. Po prostu wszędzie nie bać się być sobą, a to znaczy dzieckiem Boga. Nie być pod publikę, pod sytuację, pod zwierzchnika, pod kumpla. Mamy być czujni, a gdy trzeba to reagować. Jak – ano Jezus mówi, że „Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić.” Tak więc zaufajmy Panu, tak naprawdę zaufajmy, a wtedy - „Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie”.  Żyjemy w takich czasach, tu u nas, że spowszedniało nam zło. Jest podawane na tacy w białych rękawiczkach (np. ostatnie doniesienia o tym co się stało w parku rozrywki Disneya w Paryżu, jak działa Netflix itd. – spojrzyjcie na stronę https://www.citizengo.org/).  Mamy zło pokazywać rękami ubrudzonymi od pracy, wspierać dobro słowem, czynem i finansowo (o tym dziś pisze św. Paweł). Osobiście można też podejść do słów Jezusa wypowiedzianych względem naszego domu.  Pieczołowicie budowany, zadbany, remontowany, inwestujemy w niego, a tu nic z niego nie pozostanie. A może to wskazówka, że dom to nie koniecznie tylko materia, ale przede wszystkim my. My nie podlegamy zburzeniu, a życiu wiecznemu. Czy z chwilą nastania tego dnia o które modlimy się rano i wieczorem („przyjdź królestwo Twoje”) będziemy słomą do spalenia czy też „dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego promieniach”, będzie głównie zależało od Boga, ale to nie znaczy, że dziś mamy być chorągiewką na wietrze i leniem, ale świadkami Boga. Składajmy świadectwo codziennym życiem.

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski


Święto Niepodległości Polski. Zadanie. 11.11.2019r

     Dziś rozważania nie niedzielne, ale poniedziałkowe, bo 11 listopada to nasze narodowe święto – Święto Niepodległości Polski.  Flagowanie obowiązkowe, a że nie ma przypadków zobaczmy co mamy za Słowo na ten dzień w tym 11.11.2019r.Ten dzień to wspomnienie obowiązkowe św. Marcina z Tours, biskupa. urodził się ok. 316 r. w Panonii (dzisiejsze Węgry). Jego ojciec był rzymskim trybunem wojskowym. Mając 15 lat wstąpił do armii Konstancjusza II. W czasie odbywania służby wojskowej spotkał żebraka, który poprosił go o jałmużnę. Marcin oddał mu połowę swej opończy. Następnej nocy ukazał mu się Chrystus odziany w ten płaszcz i mówiący do aniołów: 'To Marcin okrył mnie swoim płaszczem'. Pod wpływem tego wydarzenia Marcin przyjął chrzest i opuścił wojsko. W 361 r. założył pierwszy klasztor w Galii - w Liguge. Dziesięć lat później, mimo jego sprzeciwu, lud wybrał go biskupem Tours.

 

     Ta postać coś nam mówi. Odzyskaliśmy wolność w wyniku działań militarnych i politycznych, i sytuacji byłych zaborców. Służyć ojczyźnie w obronie jak najbardziej, a jak widać na przykładzie św. Marcina to służba, miłosierdzie dla innego człowieka dopiero robi to co jest nasza największą powinnością – miłość bliźniego. W dzisiejszej Polsce mocno podzielonej politycznie nam, tym którzy uważają, że są katolikami szczególnie są potrzebne słowa dzisiejszej Ewangelii. „Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie. Jeśli brat twój zawini, upomnij go; i jeśli żałuje, przebacz mu. I jeśliby siedem razy na dzień zawinił przeciw tobie i siedem razy zwróciłby się do ciebie, mówiąc: 'Żałuję tego', przebacz mu”. Ile mamy zgorszenia w Polsce, aby nie było bezosobowo to powiedzmy wokoło siebie i jak reagujmy? Ostro, z ostrym słowem i gestami. Zgorszenia zawsze przychodziły i będą przychodzić, bo szatan nie śpi, a uśpiona wiara powoduje, że nagle zachłyśnięci wolnością, pełnymi pułkami, podróżami (a i teraz do krainy marzeń - USA), samodoskonaleniem, indywidulną dietą i rozwojem, to Bóg schodzi na dalszy plan.

     Nie szukamy Bożego planu naszego życia, tylko najpierw planujemy nasze życie (tak jak służbę wojskową św. Marcin), a gdzieś jakby równoległy, z boku jest świat wiary. W tekście dzisiejszym mamy słowa o przebaczeniu, wielokrotnym przebaczeniu, gdy ten co stwarza zgorszenie żałuje za swe czyny. W tym cała trudność, aby się na gorszyciela nie wypinać a napominać, nie obrzucać błotem a modlić się za niego, nie krzywdzić jak on nas lub nasze dzieci, ale czynem, postawą zgodnie z prawem prostować jego spojrzenia na rzeczywistość. To szatan gorszycielowi dał zaćmę na oczy i nie widzi świata jakim jest, a to przecież jest Boży świat. My mamy gorszycielowi zdjąć tą zaćmę z oczu. Dlatego naszym obowiązkiem jest udzielnie się w działaniach zgodnych z nauką Kościoła, zgodnie z prawem w naszej wolnej Ojczyźnie.

      Aby to się wszystko stało to również jak Apostołowie prośmy - „Przymnóż nam wiary”. To jest nasze zadanie na dziś i jutro. Działanie z wiarą, z Bogiem, a wtedy „powiedzielibyście tej morwie: «Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze», a byłaby wam posłuszna”.”

      Boże przymnóż mi wiary na dziś, na jutro. Ucz mnie pokory, miłosierdzia i zrozumienia tych co gorszą, bo i ja może jestem gorszycielem.  

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski


Zacheuszowe spotkania. 03.11.2019r

 

     Widzimy niewysokiego wzrostu szefa celników. Może w czasach pokoju wzrost Zacheusza nie dałby szansy aby się wybił na jakieś stanowisko w takim społeczeństwie jak żydowskie. Jest to człowiek zaradny, potrafi zadbać o swoje interesy bo jest napisane że był bogaty. Mając w życiu doczesnym dostatek jednak cos mu brakowało.

     Tak to jest i dziś. Czytamy (choć tzw. popularne kolorowe tygodniki niechętnie takie sprawy ujawniają, bo wolą inne sekrety życia ujawniać) o nawróconych celebrytach, członkach zespołów rockowych, naukowcach, sportowcach.  Ludzie, którym nic jak to się mówi do szczęścia nie brakowało, a jednak coś ich gniotło w na duszy. Tak samo było z Zacheuszem. Jak jest napisane „Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest”. Ciekawość początkiem nawrócenia. No właśnie.

     Jak mówi Papież – „nie siedźmy na kanapie”, bądźmy ciekawi kto to Jezus. Swoja życiową zaradność skierujmy na Boga. Bóg to zauważy, tak jak Zacheusza na drzewie. Czy ktoś chodząc po ulicy i to wśród tłumu patrzy do góry? Nie patrzymy, jak przebrnąć przez ten tłum. Może Apostołowie jak ochraniarze torowali drogę, ale niech sobie kto była na koncertach przypomni, jak wygląda nacierający tłum. Jezus jednak dostrzegł Zacheusza. Bóg ma tą cechę, że dostrzega tych którzy tylko zapałają chęcią, nic więcej, tylko chęć spotkania Jego. Dalej to działa On, Bóg. Zacheusz ni był z tych celników, którzy grabili i oszukiwali, bo mówi – „Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie”. Jest to tryb przypuszczający i to w dodatku wg oceny nie Zacheusza a osób trzecich.

     Można więc powiedzieć, że mimo życiowej roli celnika, współpracownika z okupantem nie był złodziejem, nieuczciwym człowiekiem. W swej sytuacji żył, jak powinien. Tak jest z wieloma ludźmi, którzy uwikłali swe życie i powszechnie są traktowani jako ludzie, którym się nie ufa (narkomani, byli skazani za rozboje, kradzieże, a nawet żyjący w związkach niesakramentalnych).

     To co stało się z Zacheuszem to przykład, iż nie należy się poddawać. Bóg zauważy twoja chęć spotkania z nim bez względu na to w jaki zaułek zabrnąłeś, jak dalece się Twoje życie poplątało (nie z winy Boga). Bóg szuka człowieka, aby obdarzać go zbawieniem. Odważmy się wyjść i odszukać Boga ponad tłumami które nas od Niego odgradzają. Musimy znaleźć swoja sykomorę, aby nie myśleć jak się przepychać przez tłum, aby Go zobaczyć, ale mieć Go w zasięgu słowa. Bóg do nas mówi a w tłumie, gdzie co chwilę ktoś rozprasza i trzeba uważa nie na słowa, ale aby ustać, to nie spotka się Boga. Boga się spotyka osobiście.

     Ta dzisiejsza Ewangelia jest dla takich wyrzutków jak i ja, aby wiedzieli, że Bóg nas szuka, i to On jest bardziej spragniony nam coś dać (zbawianie) niż my.  Boże, jak się cieszę, że pozwalasz mi z Tobą rozmawiać w tych rozważaniach. To są takie Zacheuszowe spotkania. Polecam.

Chwała Tobie Panie.

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski


Uroczystość poświęcenia kościoła własnego 27.10.2019r

    Można odnieść fałszywe przeświadczenie wg dzisiejszej Ewangelii, że Bóg sprzyja bardziej grzesznikom, rozpustnikom, złodziejom, niż tym co przestrzegają prawo. Mamy obraz faryzeusza, który dziękuje Bogu za to, że nie zbłądził” jak zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik”, a w dodatku hojnie daje na Kościół. Drugie zbliżenie na celnika, który ma coś na sumieniu i przyszedł, aby to powiedzieć Bogu, pomimo iż Bóg o tym wie. Dwóch facetów rozmawia z Bogiem. Jeden, Faryzeusz, poukładany pod względem wiary i sposobu życia (tak przynajmniej myśli o sobie i sprawia zewnętrzne wrażenie).

     Faryzeusze to ludzie świeccy, a nie kapłani. Jednak znali świetnie Pisma. Byli autorytetami w sposobie interpretacji Pisma. Czyż dziś nie ma wielu którzy są takimi w naszym Kościele, czyli nie księży, lecz świeckich którzy są autorytetami, znawcami Pisma Świętego (całego). Może wielu świeckich by się obraziło, gdyby im ktoś powiedział ze są jak Faryzeusze, ale tak naprawdę to uznanie wiedzy o Piśmie. Niestety na łatkę ludzi fałszywych, ślepych i głuchych na Słowo, to poniektórzy Faryzeusze sobie zasłużyli swym postępowaniem. Można powiedzieć, że nastąpił rozdźwięk między posiadana wiedzą a praktyką jej stosowania. Jezus mówił „Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie”.  Jest to dla nas ostrzeżenie, aby gdy przez myśl nam przyjdzie przeświadczenie o naszej wspaniałości (nie tylko co do znawstwa Pisma), to nie należy dać się ponieść zachwytom, uznaniu, tytułom, itd. Bóg wie jacy jesteśmy naprawdę, a to czasami przytłacza, tak jak przytłaczało celnika. Celnik jest przykładem człowieka, który wie, że grzeszy. Nie wiemy czy będzie dalej grzeszył. Obaj, Faryzeusz i celnik są przykładem podwójnego życia. Faryzeusz znawca Pism, a żyje w pysze. Celnik, pracownik reżimu, a serce mu pęka (dokładnie nie wiemy co nagrzeszył, ale był narzędziem okupanta i to go na pewno dręczyło, a czy coś innego jak niesłuszne przywłaszczenie, czyli nazywając po imieniu złodziejstwo - tego nie wiemy). Krzyk celnika, niemy krzyk duszy – „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika”, jest wołaniem o koło ratunkowe, a nie usprawiedliwianiem się przed Bogiem. Mógł przecież się usprawiedliwiać – „mam taki zawód, musze utrzymać rodzinę, takie czasy… itp.”. Wiedział jednak, że to bez sensu, bo kogo by oszukiwał – Boga, czy siebie? Nie potrafił sobie przebaczyć więc przyszedł do Boga.

     Faryzeusz i celnik mieli zupełnie inne przeświadczenie o swoim życiu i stąd zupełnie inaczej postrzegali Boga. Faryzeusz oszukiwał siebie, a celnik stanął w prawdzie. Wracając do samego początku tekstu – Bóg nie sprzyja grzesznikom, ale sprzyja ich usprawiedliwieniu, ich rachunkowi sumienia, ich nawróceniu. Nie wiemy, czy celnik zmienił swoje życie, czy to co go gniotło na duszy, to tylko wyrzucił z siebie, a potem wrócił do grzechów. Nie jest to temat tej Ewangelii, bo tematem jest przebaczenie. Czy umiem dostrzec, jak żyję, czy umiem uznać, że jestem grzesznikiem? Jak do tego ma się dzisiejsza uroczystość – Rocznica poświęcenia kościoła własnego. To taka „rocznica chrztu” naszego lokalnego Kościoła (pisze dużą literą, bo mam myśli nie tylko budynek kościoła). Czytamy w KKK „Chrzest odpuszcza wszystkie grzechy, grzech pierworodny i wszystkie grzechy osobiste, a także wszelkie kary za grzech.” To niebywała moc chrztu. …. Chrzest jest sakramentem wiary. Wiara jednak potrzebuje wspólnoty wierzących.” No i mamy naszą lokalna wspólnotę, nasz lokalny Kościół. W czasie liturgii chrztu słyszymy pytanie „O co prosicie Kościół Boży?”, odpowiadamy: „O wiarę!”.

     Celnik wołał o wiarę, a faryzeuszowi wydawało się, że ją ma.  Gdzie mi jest bliżej w moim postepowaniu – do faryzeusza czy celnika?

     Boże, proszę, ja grzesznik przymnóż mi mojej wiary. Amen.

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski


Pogubieni.

Dzisiejszy opis przypowieści z Ewangelii jest jak najbardziej współczesna. Wielokrotnie przecież nasze dorosłe dzieci dokonują wyborów które nie są po naszej myśli, a tym bardziej Bożej. Mieszkanie wspólne przed ślubem, szukanie wolności i swobody życia  w różnych medytacjach, kariera a nie rodzina itd. Smuci to rodziców. Rodzice zarzucają sobie winę, że nie potrafili zadbać o wiarę, o wartości rodzinne. Niby jest wszystko w porządku, ale …  Czy tylko mówienie że czasy się zmieniły jest usprawiedliwianiem dla nas, rodziców i dla tych dorosłych dzieci które wybrały drogę nie taką jaką Bóg od nich by oczekiwał?  Zarówno my rodzice jak i te dorosłe dzieci które pobłądziły zachowują się jak Izraelici którzy zbudowali sobie cielca. Chcieli Boga urealnić, zrobić namacalnego, własnymi rękami stworzyć obraz Boga, tak jak Bóg nas. To rozgniewało Boga, odwrócenie wartości. Wejście w dorosłość wiąże się z samodzielnym podejmowaniem decyzji. Odejście od Boga, od rodziny nie tylko dotyczy tych rodzin gdzie się  nie rozmawiało o wierze, o Bogu, o niedzielnych czytaniach, a dzieci nie widziały nas czytających Biblię, nie widziały jak się modlimy, nie tylko. Często rodziny głęboko wierzące, mówią z bólem że dzieci pobłądziły i nie mają na to wpływu, bo są już dorosłe. Daremne są wysiłki „nawracania”, wytykania palcem itd. Te dorosłe dziecko samo odpowiada za swoje zbawienie – i to mu należy przypominać. Może otrzyma łaskę nawrócenia.  Łaska nawrócenia, jak czytamy dziś, nie „przyleciała na skrzydłach gołębicy”, ale była wynikiem czystej kalkulacji rzeczywistości upadku. Syn marnotrawny wpierw zobaczył kim on jest jako człowiek, a kim powinien być. Zobaczył swoje poniżenie do które sam doprowadził przez źle pojmowaną swoją wolność. Jego wolność doprowadziła do stanu pracy i życia jak niewolnik.  Bardzo mi się to kojarzy do sposobu pracy nie tylko w korporacjach, do sposobu życia w biegu, bez zastanowienia dokąd zmierzamy.  Dopiero zdefiniowanie kim się jest skutkowało myśleniem o zbawieniu.

Ks. J. Tischner  powiedział „ Zanim cię zbawią, trzeba wiedzieć, kogo zbawić. Musisz być sobą, bo jeśli będziesz kimś innym, to akurat zbawią tego innego, a nie ciebie.” Ten syn marnotrawny w końcu zobaczył po ludzku, że jest kimś innym niż powinien być i to stało się impulsem do odszukania  Boga, a łaska Boga skutkowała nawróceniem. Wrócił i mówił o grzechu przeciw Bogu (najpierw) i ojcu. Ta kolejność też mówi o poukładaniu życia wg zasadniczych wartości i ich właściwej kolejności. Najpierw Bóg. Wierzę, że nie ma przypadków w życiu. Nasz sprzeciw wobec Boga jest tolerowany miłosierdziem, ale Bóg szuka drogi abyśmy wrócili, abyśmy nie poszli w niwecz, bo my jesteśmy Jego dziećmi. Z każdego nawróconego grzesznika Bóg się o wiele więcej cieszy, niż z tych co są Mu wiernymi na co dzień.  Ci wierni na co dzień są szczęśliwi cały czas, bo nie zagubili siebie, będąc tym kim Bóg od nich oczekuje. Jak widzimy z postawy syna który był cały czas z ojcem, on też nie był sobą, też się pogubił i doszedł do zazdrości. Myślał że jest kimś lepszym. Uwierzył w pozory, w swój obraz wierności, lojalności i oczekiwał nagrody za to.  Tymczasem nie mamy jej oczekiwać. Obaj synowie byli pogubieni. Człowiek który się odnalazł, to znaczy że wrócił na ścieżkę  życia jaką Bóg mu wyznaczył, wie że nie żyje ku chwale doczesnej, ale wiecznej i już nie zakrząta sobie głowy pochwałami, porównaniami, ale z pokorą patrzy aby nie zgubić ścieżki, Bożej ścieżki swojego życia. Tego Wam życzę.

 

Szczęść Boże

Krzysztof Wróblewski

 


Zapamiętaj mnie (90 dni)

Aby uzyskać dane do logowania zadzwoń: 32 733-39-42